48 RAJD GÓRNIKÓW MIEDZI - Rajd Górników Miedzi odbył się tym razem w rejonie górskim obejmu-jącym pasmo Krowiarek, Masyw Snieżnika i Górach Złotych. Trasy rajdowe były dobrane do możliwości i chęci wyrypu poszczególnych grup.
Niestety, w tym roku bardzo ograniczono ilość uczestników Rajdu do 400 osób. W ostatniej chwili, fuksem, dzięki naszemu wspaniałemu koledze, przewodnikowi Rysiowi Kucowi, załapaliśmy się na trzy miejsca w Jego grupie. Klubowicze z Problemu przegapili termin zapisów i wyszło, jak wyszło. Zawiedzionym pozostało grzybobranie w lasach Pogórza Dałkowskiego i w rejonie masywu Grzybowej Góry. Muszę stwierdzić - co potwierdzają wypowiedzi kolegów - że dwudniówka, na którą jedzie się pięć godzin to stanowczo za daleko. W bliskie nam rejony Kotliny Jeleniogórskiej jedzie się godzinkę, i to jest do przyjęcia. Ze względu na moje boleści okolic odwłoka i przynóży, musiałem ograniczyć swój "wyryp" do dwugodzinnego spacerku szlakami od Stojkowa, przez Skalną Bramę, Trojana i Trzy Baszty. Dziękuję Tadziowi i Józiowi za wielkie poświęcenie dla mnie, gdyż zrezygnowali z planowanego pięciogodzinnego trekingu w Masywie Śnieżnika, stanowiąc asekurację dla mojej nędznej osoby. Jestem Ich czynem do głębi wzruszony.
Autobus "SETRA" to wygodny środek transportu, chociaż bez WC. Kierowca Marek pobierał nauki woltyżerki samocho- dowej u samego Kszysia Chołowczyca, więc zgrabnie pokonywał agrafki i pętle szos Kotliny Kłodzkiej. Poniżej - grupa Rysia kuca rozdziela się na dwie ekipy i startuje w góry. Grupa Problem osobno.
Wędrówka przez lasy bukowe w okolicach Karpienia nastrajała melancholijnie, gdyż widać już było wyraźnie nadchodzącą jesień. Jeszcze jesienni skałkowcy trenowali wejścia, ratownicy z Kłodzka szusowali ostępami leśnymi kładami z toboganami, jeszcze wiewiórki zbierały orzechy leszczy- ny i buczyny na ciężkie zimowe dni. Chociaż pogoda była słoneczna, w lesie był przyjemny chłodek i cień. Grzybów było zatrzęsienie, ale ich nie zbieraliśmy, bo i po co? Za to, nieprzymuszeni do galopu, w trójkę prowadziliśmy bardzo górnolotne dysputy na temat ochrony przyrody, przyszłości organizacji turystycznych, wychowaniu dzieci i młodzieży w duchu poznawania kraju ojczystego, jego wspaniałej przyrody i historii, która aż krzyczy na szlakach górskich i nie tylko. Ani się spostrzegliśmy, jak doczołgaliśmy się do opłotków Lądka Zdroju, gdzie powitały nas z wdziękiem urządzone ogródki piwne. Nie mogliśmy przejść beznamiętnie koło nich. Jako zawodowi miłośnicy złocistego napoju orzeźwiającego, naszą degustację rozpoczęliśmy od butelkowego piwka "Książęcego przenicznego". O dziwo, było naprawdę smaczne, miło łechcące nasze wysublimowane kubki smakowe.
Młodzi ludzie nie znają czasów, kiedy to trzeba było szczęścia, żeby natrafić na sklep czy bar z browarkiem. To były takie komunistyczne czasy niby prohibicji. Niby, bo nie było zakazu, ale kupno piwka graniczyło z cudownym objawieniem beczki czy skrzynki z tym boskim napojem. Dzisiaj człowiek musi się nagłówkować, aby wybrać jedno z setek oferowanych na każdym kroku piw. A kiedy człowiek schodzi ze szlaku, jest rozgrzany, zdyszany, zmordowany, nie ma nic lepszego od głębokiego łyka zimnego browarku z pianką na dwa, no, trzy palce.
W tym miejscu postanowiłem z Tadziem i Józiem przejść jeszcze po kilku ogródkach i sprawdzić klasę i profesjonalizm tutejszej, regionalnej obsługi.
Schodząc w dół, u bram Parku Zdrojowego natknęliśmy się na naszego wspaniałego kolegę - Mariana Hawrysza, który z żoną Jadwigą i wnuczkiem przyjechali do wód. Marian, wieloletni komandor rajdów KGHM i Górników Miedzi, animator setek imprez turystycznych PTTK dla dziatwy szkolnej, młodzieży i dorosłych, nie może, ot, tak sobie, wyłączyć się z uczestnictwa w rajdach. Chociaż teraz jest na zasłużonej emeryturze i przekazał pałeczkę dowodzenia w Oddziale "Zagłębie Miedziowe" młodej kadrze, nie może się obejść bez tej niwesamowitej atmosfery towarzyszącej rajdowym, wspólnym wędrówkom górskim.
Lądek Zdrój pomału zmienia się na lepsze, tak jak wiele innych dolnośląskich uzdrowisk. Następuje odbudowa zabytkowych domów, rewitalizacja terenów zielonych, do tej pory porośniętych chaszczami i zawalonych śmieciami. Scieżki dydaktyczne, przyrządy treningowe są doskonałymi rzeczami pobudzającymi do aktywności fizycznej i duchowej. Józiu i Tadziu wypróbowali wszystkie przyrządy gimnastyczne i stwierdzili ich sprawność. Ja, schorowany, stetryczały dziad, nie mogłem narażać swoich przynóży na ekstremalne wigibasy.
Smutny i irytujący to widok, kiedy w Białej Lądeckiej, w samym środku kurortu, na progu wodnym skaczą plastikowe butelki wrzucone przez głąbów zrobionych przez tatusia po pijaku i z nudów. Ech. Ale na szlaku były też chwile przyjemniejsze po stokroć, kiedy to przecudnej urody turystka usiadła mi na kolankach, nie chcąc zamoczyć ubrania na mokrej ławce. Tadziu aż z zazdrości zmróżył oczka. Ech, gdyby człowiek miał tak ze trzydzieści lat mniej, to rwałby te "nektarynki" jak soczyste wiśnie, chłe, chłe.
Zakończenie Rajdu Górników Miedzi odbyło się na uroczej polanie, wciśniętej między pagórki, na strzelnicy Koła Łowieckiego "Dzik". Organizatorom chwała i za to, że w tym roku w TOY-TOY-kach była bieżąca woda, mydełko w płynie i ręczniki papierowe.
Dobre, bardzo dobre było żarełko. Jędrna i miękka karkóweczka, uprzednio zapeklowana, nęciła czerwienią struktury wewnętrznej i brązem z wierzchu. Smakowitości! Słuszny kawał kiełbaski podwawelskiej fachowo upieczonej na grillu, suróweczka i ogórcy małosolne uzupełniały to smaczne menu /czyt;meni/. Żarłokom przygotowano dodatkowo garniec smalcyku ze skwarami, jakieś ciasta i regionalne pieczywko. Musztardka i chrzan oraz keczup w zestawie. Pycha.
Po takiej orgii kulinarnej "mus było" cokolwiek przepić. Jo, Tedi i Dżozef, jako nieodrodni synowie Klubu Górskiego PROBLEM, wznieśliśmy toast " jasnym pełnym" za tych, co nie byli tu i teraz. Nie z własnej winy. A może i z lenistwa? Do zobaczyska na przyszłorocznym Rajdzie KGHM-u. Oby tylko zdrowotności było troszkę więcej, chłe, chłe.
foto i text: autocenzura - heniuś