2001-2010 - KLUB GÓRSKI PROBLEM

Idź do spisu treści

Menu główne:

2001-2010

HISTORIA

2001

 

Andy - wyprawa na najwyższy szczyt Ameryki Południowej Aconcagua 6962mnpm. Wejścia dokonali klubowicze: B.Chamielec, J.Tereszkiewicz, M.Szczupak, J.Dudarowski.
Syberia - 7-tygodniowy trekking po Syberii i Mongolii: B.Chamielec i D.Czajkowski. Zdobyli najwyższy szczyt Syberii Wschodniej Munku Sardyk 3491mnpm.

2002

 

AFRYKA - Wejście na Kilimandżaro: B.Chamielec, J.Tereszkiewicz, S.Bieniek.
VI -2002 - Wypad w Tatry. Orla Perć. Na focie: od lewej: Heniuś, Tadziu Nasz, Romek Szadkowski/TOPR/ i Jurek Tenerowicz. Widać kawałek chudej nóżki Zbynia Kościelnego.


2003

 

Himalaje/Nepal - samotny wiosenny trekkingw rejon Solu-Khumbu dla uczczenia 50 rocznicy zdobycia Everestu - Bogusław Chamielec.

2004

 

WIELKIE WYDARZENIE!
35 lat Klubu Górskiego PROBLEM.
Ten wspaniałyjubileusz zorganizowaliśmy "na starych śmieciach" w Strużnicy. Odbyło się to w dniach 2-3 października 2004 roku. Na tą okazję Chata Strużnicka została odkaraluszona, odpchlona, odmszona,odpicowana i wszystko inne na "od". Trawę na wybiegu skoszono a sławojkę oczyszczono do dna i wypachniono chlorem czy lizolem, nie pamiętam. w każdym razie pachniało macierzanką i nasturcjami. Izba dzienna została przystrojona a stoły, lawy i polepę wyszorowano proszkiem.

Jak na porządne zakwaterowanie przystało, wszyscy goście musieli zameldowac się w recepcji i odebrać identyfikatory. wielu z nas nie widzialo się już od ćwierćwiecza, to i facjaty co niektórych były nadgryzione zębem czasu, więc mocno zdeformowane. Tylko nasze Dziewczęta zachowały duże kęsy dawnej, dziewiczej urody. Przyjezdnych witano chlebem i solą oraz muzyką góralską.

Jak na klub górski, najbardziej związany historycznie z Sudetami nie moglo zabraknąć wizyty Karkonosza, który tyle lat chronił nas ode złego podczas pierwszych kroków w skalkach i na turnickach. Żeby udzielic pierwszej, natychmiastowo nieodzownej pomocy w nagłych przypadkach, zawsze i wszędzie szwędał się wypasiony bernardyn z 2-litrowym bukłakiem rumu kubańskiego. W czasie naszej dwugodzinnej wyprawy towarzyskiej w skalki janowickie, bukłak zostal opróżniony do dna. Tak to iść w góry z bandą geriatryczną, chłe, chłe.

Cały czas i wszędzie towarzyszyła nam TVP /Telewizja Problem/ oraz profesjonalni fotografowie ze swoimi minoltami.  Media, jak widać, opanowała mafia Augustynów. I dobrze, bo wiadomo było do kogo kierować pyskówki o opieszałość w otrzymaniu reportażu.

Szczyt Sokolika zdobyli wszyscy pierwsi z pierwszych członków Naszego Klubu.  Po tych 35 latach coś jakby ta góra się bardzo wypiętrzyła, bo lekka zadyszka i mroczki dopadły każdego. A może to my już się zestarzeliśmy i płucka jakieś cherlawe się zrobiły?
Ale te wspaniałe widoki na Rudawy Janowickie wyleczyły natychmiastowo z wszelkich przypadłości. Chwilowych.

Dziewczyna omdlala, jak  po 35 latach ujrzała samego Edzia Zaczyńskiego, tego przecudnej urody i młodzieńczej kondycji pierwszego prezesa Problemu. A pod daszkiem "stara gwardia" rozprawiala o dawnych, dobrych czasach, sącząc piwko, siorbiąc ziółka i jarając ""Primorce".

Nie obyło się bez tańców. /poniżej klubowicze demonstrują "Kazaczoka"/ i wielkiego żarcia. Specyjałów było zatrzęsienie. Każdy przywiózł domowe wyroby ze swoich rodzinnych stron. Jeden /sic!/ przytargał galon samogonu gonionego wg starej, rodzinnej receptury. Pychotka! Salut!

W tydzień po spotkaniu w Strużnicy odbyło się spotkanie w "Muzie", na otwarciu wystawy fotogramów wspomnieniowych naszego klubu. Oczywiście był i wieeelki tort z 35 świeczkami, butelka"szampanskowo igristowo", jakieś browarki i wyszukane wina francuskie. Każdy był odzian w najlepsze swoje ciuchy. Ja wbiłem się w swój jedyny garnitur /ślubny/ ale trzewiki miałem prawie nowe. Było cholernie sympatycznie, niejeden ukradkiem ocierał łezkę wzruszenia. Wspomnienia ze wspólnego szlajania się po górkach, wspólnych posiadów przy watrze pod rozgwieżdżonym niebem są z pewnością najprzyjemniejszymi chwilami.

Wyprawa w Tien-Szan na Chan-Tengri 7010mnpm. Wejściaudokumentowane: J.tereszkiewicz /KG.PROBLEM i P.Mitura z Grójca. W wyprawie brali takze udział: J.dudarowski, B.Widuliński, K.Snowyda z KW Lubin i B.Chamielec.

Himalaje/Nepal - XI-XII. B.Chamielec odbywa samotny trekking wokół Annapurny i do ABC.

2005

 

Boguś Chamielec dokonał 5 polskiego wejścia na Muztagh-Ata 7546 mnpm. w górach Kunlun w Chinach.

2006
Na przełomie lipca i sierpnia 2006 roku odbyła się międzynarodowa wyprawa International Expedition Pamir 2006.
W skład 16 osobowego składu uczestników znalazło się dwóch lubinian Dominik Ziembowicz KG Problem oraz Jan Dudarowski KW

Celem wyprawy było zdobycie dwóch szczytów siedmiotysięcznych Piku Kor
zeniewskiej 7105 m oraz Piku Somoni /dawny Pik Komunizmu/ 7495 m.
Wyprawa pod kierownictwem Jerzego Kawiaka KW Szczecin osiąga sukces i oba szczyty zostają osiągnięte.
Dominik na szczyt Pik Korżeniewskiej wchodzi 09.08 w towarzystwie Sylwi Bukowickiej, Pawła Sokołowskiego oraz Pawła Zimnickiego. Natomiast 18.08 na Pik Komunizma 7495 m Dominik wchodzi razem z Pawłem Zimnickim, Jakubem MIchalakiem, Pawłem Zimnickim, Darkiem Szutem, i Cezarym Wosiem (wszyscy KW Szczecin).
Relacja i zdjęcia na
http://www.pamir.4challenge.org/
poniżej:  po lewej - ekipa IEP, baza u stóp gór, oraz Dominik na szczycie Piku Korzeniewskiej i z prawej na szczycie Somoni.

 




Wieloletni /od początku istnienia/ Członek Klubu Górskiego Problem - Marian Hawrysz -  zostaje Laureatem Nagrody Miasta Lubina. Za wieloletnią pracę na rzecz społeczności lubińskiej, propagowanie aktywnego wypoczynku, organizację setek imprez dla młodzieży i dorosłych, rajdów, eksploracji zakątków ziemi dolnoślaskiej, dzialania na niwie ekologii, historii regionu i upowszechnia- niu poczucia tożsamości narodowej Marian został uchonorowany tym jakże wielce prestiżowym wyróżnieniem. Nasze gratulacje i podziękowania..





2007

Dominik Ziembowicz i Boguś Chamielec brali udział w w wyprawie na Cho Oyu 8201mnpm.
W 2007 roku we wrześniu i październiku działała polska wyprawa himalajska, której organizatorem był KG Problem w Lubinie. Celem wyprawy było zdobycie szóstej pod względem wysokości góry z Korony Himalajów Cho-Oyu. W składzie sześcioosobowej grupy wyprawowej  znajdowało się dwóch członków KG Problem - Bogusław Chamielec (ówczesny wiceprezes Klubu ) oraz Dominik Ziembowicz. Akcja prowadzona była na terenie Chin od strony Tybetańskiej. Niestety, podczas prowadzonej działalności górskiej 4 uczestników zachorowało, przyszło załamanie pogody, popełniono kilka błędów. Zbieg fatalnych zdarzeń przesądził o niepowodzeniu przedsięwzięcia. A do szczytu było tylko 200m. Nastąpił tzw. wycof i powrót do Nepalu. A tam było zgoła odmiennie. Krótki ale przyjemny, intensywny urlop i odpoczynek (niezasłużony).Pobyt w National Chitwan ark. W Nepalu Dominik z Bogusiem przeżyli niesamowite spotkanie. Tysiące kilometrów od domu, w dalekiej Azjii nadziali się na starych znajomków z Lubina,  Pana Prezesa Klubu Jasia Augustyna z Żoną Lilą oraz  Ich córką i zięciem. Miał być szampan i świętowanie, a zanosiło się na opeer.....Na szczęście Jasiu z Lilą to wspaniali ludzie, więc skończyło się tylko na kilku fajnych wieczorach przy piwie i opowieściach Lili i Jasia o nieznanym nam jeszcze Nepalu. Cel niezdobyty. Wyjazd udany.Tyle wyrzeczeń i poświęcenia poszło na marne...Ale czy na marne? Z pewnością nie, bo każda wyprawa wysokogórska wzbogaca jej członków o nowe doświadczenia, umiejętności oraz uczy innego spojrzenia na pewne sprawy...i życie.
Poniżej artykuł z "Kuriera" o naszych lubińskich wspinaczach.



Na foto; lewa góra - nasi Koledzy w namiocie, podczas rytualnego picia puszkowanej herbaty z roztopionym sadłem lamy. Tfu!
Powyżej - Ta cholerna ... Turkusowa Bogini.
Po lewej -  część teamu wyprawy. Z lewej stoi Gwidon  czyli Boguś, z prawej Ziemba czyli Dominik.

2008

 

Latem 2008 Dominik w 4-osobowej grupie wszedł na Elbrus 5642m npm. Ewenementem było to, że Dominik pomimo przeszywającego chłodu, opalał się pod szczytem w samych stringach i sandałkach.

Jesienią 2008 roku wraz z grupą przyjaciół, korzystając z okazji promocyjnych lotów (330 euro) Dominik wybrał się na wyprawę trekkingowo-poznawczą na Kubę. Ludzie na Kubie są bardzo sponiewierani przez system Fidela Castro, w owym czasie mieli mnóstwo zakazów i brak dostępu do świata. Z drugiej strony są bardzo pogodni i otwarci, a kontakt z nimi jest bardzo przyjemny.
Obecnie zmienia się to na szczęście i idzie ku lepszemu.
Poza Havaną między innymi wyprawa spenetrowała Vinales, Trinidad, Santa Clarę oraz wyspę Cayo Coco.
Poniżej: Mafiosi z Polski w czerwonym kabriolecie sieją zamęt na ulicach Hawany. Dominik wyciągniętą ręką zakazuje robienia fotek tamtejszym paparacci.
Po prawej: bezludna wyspa, palma kokosowa, szum oceanu i tupot bialych mew. A w cieniu leży sobie alpinista z ekwipunkiem do ataku szczytowego. Dwie butelki "HaVana Club", do popitki "tuCola", a na zagrychę mleczko i miąższ kokosa własnoręcznie zerwanego. To się nazywa dolce farniente. Z zazdrości ogryzam pazury.


lipiec 2008 - Wyprawa poznawczo - trekkingowa, rodzinna, Bożenki i Wiesia Augustynów do Indii. Tybet - Ladakh, zwiedzanie klasztorów, przejazd najwyżej położoną szosą na świecie przez przełęcz Khardung / 5606m npm./

dromader

2009

 

lipiec/sierpień - Wyprawa trekkingowo - poznawcza Bożenki i Wiesia Augustynówdo Indii Pn. Zwiedzanie m.in. Spiti i Kinnaur.

i5
I8

BARDZO WIELKIE WYDARZENIE!
40 lat Klubu Górskiego PROBLEM !
Takiego jubileuszu pozazdrościłby nam niejeden klub. Czterdzieści lat to szmat czasu. Wszyscy i wszystko naokolo  się mocno zmieniło. Tylko góreczki pozostaja nie naruszone zębem czasu.

Na tą wiekopomną uroczystość która odbyła się 26-27.09.2009 roku w Janowicach Wielkich przybyli z różnych stron świata klubowicze. Osobiście jako autor naszej stronki miałem wielką zagwozdkę. Które z 6500 zdjęć wybrać do naszego reportażu? I czy wspomnienie to ma "lecieć" ciurkiem za pomniejszymi. Oooo NIE! To będzie osobny rozdział. Kliknij w znaczek poniżej!

                                                                        

2010

 

czerwiec/lipiec - wyprawa trekkingowo - poznawcza do Peru. Bożenka i Wiesiu Augustynowie poznali Machu Picchu - jeden z cudów świata. Byli w Kanionie Colca, drugim na świecie pod względem głębokości kanionie, pływali trzcinową łodzią po sławnym jeziorze Titicaca.

Tadziu Zaczyński zdobywa odznakę "Korona Sudetów"

W tym roku Przy Klubie powstaje "Kapela Jaśka spod lasa". Prowodyrem narodzin kapeli był Zbyniu Halik Halikowski, nasz kierownik artystyczny, jednocześnie pierwszy zapiewajło i aranżer utworów. Drugim jest Jarek Szwed, niesamowity wokal /zwłaszcza jodlowanie/ i skrzypce, altówka. Trzeci muzykantem jest Jasiek Augustyn, który morduje się z największym i najcięższym instrumentem jakim jest kontrabas, czyli duuuże dudy. Rytm i takty wybija lagą z bembenkami i janczarami Kacperek Snowyda. Dodatkowo wokal. No i na końcu, w roli primatora skrzypcowego występuje Crazy Henry - Heniuś, czyli juhos z Murzasichlów HeY! Z tym ostatnim to jest taka polka, że dopiero w tym roku został zachęcony do nauki gry i poprzez swój wrodzony talent i zaparcie, jakoś naucył się pitolić na poziomie rozpoznawalności granych utworów. Jako samouk, korzystający tylko z lekcji gry w internecie. Ale przez pierwsze półtora roku nauki, jego żona uciekała z domu na czas "rżnięcia szkła i drewna  piłą motorową z tępym łańcuchem". To święta kobieta. Inna by dawno ciepnęła to szaleństwo i nieznośne fanaberie swojego ślubnego i uciekła do jakiegoś gitarzysty. Ale teraz /2014/ juz sama prosi o zagranie okolicznościowo kolend, szybkich, skocznych kawałków góralskich czy też czegoś ze światowych standardów muzyki rozrywkowej. Ale najlepiej się czuje, jak skrzypce są wyczyszczone i zamknięte w futerale. Wtedy jest pewna, że nic im /skrzypeczkom/ nie grozi ze strony napalonego "wirtuoza".

12.X.2010 - Historię tworzą ludzie. Banał. Ale w naszym Klubie przez dziesiątki lat istnienia, członkowie przychodzili, odchodzili, też w dołlownym tego słowa znaczeniu. Wiele było ślubów, rozwodów i chrzcin.
Najznakomitrzą imprezą weselną było bez wątpienia wesele Jareczka Szweda z Jolusią Będkowską. Po latach wzajemnych "obglądów", sprawdzianów, kombinacji i badań, weszli na drogę cnoty, parafując swój związek przed urzędnikiem Stanu Cywilnego w Lubinie. Och! Co to był za ślub! Ach, co to było za wesele! Wszystko po góralsku. 25 par góralskich w odświętnych przyodziewkach, kapela "Jaśka spod lasa", pieczony baranek i jeleń, różniste regionalne wędliny, ciasta, torty, zimne zakąski, rybki, pipki itd. A baterie napojów zaskoczyły wszystkich swoją różnorodnością i ilością. Był bardzo bogaty program rozrywkowy.  Z braku upoważnienia od "Państwa Młodych" przedstawiam tutaj tylko dwa zdjęcia. Żeby oddać atmosferę szalonej zabawy, trzeba by było założyć osobną stronkę www. Tak, tak.
Poniżej - Przed Pałacem Ślubów w Lubinie. Przechodnie przystawali, gęby rozdziawiali, że co to? Górale przyjechali do Lubina brać ślub?
Jesce niżej - "Harenda" w Ludwikowicach Kłodzkich takiego spędu góroli jesce nie widzioła. Łoj, a dzialo siem, dzialo.

Wiosna 2010
Dominik Ziembowicz na Wyspach Zielonego Przylądka.
W tym roku, tuż przed świętami Wielkanocnymi wraz z 3 przyjaciół udaliśmy się na Cabo Verde czyli Wyspy Zielonego Przylądka. Jest to państwo wyspiarskie składające się z 10 głównych i 16 mniejszych wysp, położone 620 km na zachód od zachodnich wybrzeży Afryki. Podczas prawie 2 tygodniowego pobytu udało nam się odwiedzić większość z dostępnych do trekkingu wysp. Weszliśmy także na najwyższy wulkan Pico do Fogo 2829 m, próbowaliśmy grogu, a także jednej z najlepszych kaw na świecie. Widzieliśmy także, jak ważna dla życia jest woda, a śniadanie wielkanocne jedliśmy w nietypowych warunkach.
Uczestnicy Anna i Artur Lewandowscy (Ścinawa/ Haga) , Jacek Solecki (Sulików), Dominik Ziembowicz KG Problem./tekst D.Z./

foto powyżej: na szczycie wulkanu Pico do Fogo 2829m npm. Nic specjalnego, bo całkowity brak jakiejkolwiek flory i fauny i ten cholerny pył wulkaniczny. Po prawej - ekskluzywny nocleg w kamiennych apartamentach z full klimą oceaniczną. Od wody dochodził monotonny, usypiający śpiew rybaków i przecudnej urody tubylek naprawiających sieci.
poniżej: Tam ludzie znają cenę wody pitnej. Dominik był 235 w kolejce po wodę z cysterny. Z braku wody ludzie pędzą sobie wodę ognistą w postaci grogu. Z kamiennych amfor ten trunek podobno smakuje bosko. Dominik, jako Polak, miał przyzwolenie na picie prosto z rury gorącego destylatu. Ech... tylko Mu zazdrościć...

Listopad 2010 r

W ośmioosobowej grupie Dominik Ziembowicz odbył wyprawę trekkingowo-poznawczą do Indii. Celem wyprawy była eksploracja północnych rejonów tego kraju. Trasa wyprawy objęła stolicę Dheli, Jodhpur, Udaipur, Ranthambore National Park, Agrę, Varanasi i inne. Uczestników wyprawy uderzył przede wszystkim koloryt Indii, jej fantastyczne zapachy, smaki i kontrasty.

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego